Orange Wine Festival w Izoli (Słowenia) – czyli winiarze utrakwiści w natarciu

Europa Środkowa szuka dla siebie miejsca na trudnym rynku winiarskim. Jednym ze sposobów jest ucieczka w przód i produkcja win pomarańczowych. Nie rozwodząc się nadto nad tłem historycznym, technikami winifikacji i niuansami marketingowymi, przejdźmy od razu do konkretów.

W słoweńskiej Izoli, a w zasadzie słoweńsko-włoskiej, z racji silnej reprezentacji italiańskich win, winopijców i dwujęzyczności samego miasta, odbył się w kwietniu bieżącego roku Orange Wine Festival (orangewinefestival.si). Zaprezentowało się ok. 60 producentów win ze Słowenii, Chorwacji, Włoch, Serbii, Węgier, Austrii a nawet Gruzji, co oczywiście rozumie się samo przez się z uwagi na wina z kvevri.




Festiwal odbywa się w murach Pałacu Manziolego, na placu przed nim oraz w pobliskim kościele. Winiarze niczym kapłani częstują wiernych winem i chlebem. Szczególna komunia pod dwiema postaciami – sub utraque specie.




Spróbowaliśmy wielu win. Dominowały Malvasija, Sivi Pinot i Rebula. Jedne wina leżały na skórkach tydzień, inne pól roku. Część dojrzewała w dębowych beczkach kilka tygodni, inne zaś przeleżały w nich całe lata. I rzeczywiście trzeba przyznać, że wina pomarańczowe pokazały, że umieją być różne, nieporównywalne. Uprzedzając jednak fakty muszę też wyrazić swoje lekkie rozczarowanie. Większość "typowych", „klasycznych” win pomarańczowych, a więc powiedzmy tych, które spędziły kilka miesięcy na skórkach a potem 2 lata w beczce, smakowało podobnie. Dominował w nich ostry, nieco gorzkawy aromat, pozbawiony nut kwiatowych i owocowych. Miały stosunkowo duży ciężar i oleistość. Czasami wystawał alkohol. Najbardziej jednak martwiła powtarzalność.



Oczywiście wynotowaliśmy sobie kilka ciekawszych pomarańczy. Na przykład przykuł naszą uwagę Mérész Sándor Project Pinot Gris od Etyeki Kúria (www.etyekikuria.com), który był lżejszy i zaskakująco truskawkowy. Ciekawy był Zelen od Burji (www.burjaestate.com), w którym odnaleźliśmy ewidentne nuty octu jabłkowego. Na festiwalu raczej cięższych win, lekkie kwaskowe wino było naprawdę miłą odskocznią. Nie wiem, jak by zaprezentowało się w innym towarzystwie. Renčel (www.rencel.si) pokazał fajne Vincent amfora, w którym dominowały czyste nuty grejfrutowe. Warte wspomnienia są także wina Serba Bikickiego z Fruškiej Gory. Spróbowaliśmy kilku jego etykiet – wszystkie wina były smaczne, lekkie, owocowe, soczyste, ale maceracja u Bikickiego trwa kilka dni/tygodni, a nie miesięcy. Po drugiej stronie znalazły się zaś np. Malvazija od Korenika & Moškon. Ziołowe, zdecydowane, mocne i wina Batiča (www.batic-wines.com) – te najstarsze z 1997 były ekstremalnie ciężkie, apteczne, ziołowe, aromatyczne. Dobre, ale ciężkie.


Królem całej imprezy, nie tylko w naszym odczuciu, bo widać to było w oczach wielu winomaniaków, był jednak ktoś piramidalnie niepozorny. Specjalnie używam tego dziwnego sformułowania, albowiem pan Prus (www.vinaprus.si), bo o nim tu mowa, pasuje do tego pomarańczowego towarzystwa jak wędzona makrela do 6 puttonowego tokaja. Człowiek, który nie zna języków obcych, nosi wytarty garnitur, pewnie jeszcze ze swojego ślubu, nie dba o marketing, oryginalną szatę graficzną dla swoich win, a do tego podczas nalewania do kieliszków wpada w szalone monologi, podszyte szczerym i jak najbardziej uprawnionym samozachwytem. Crazy guy powiedzieliby w Kalifornii.






Prus przywiózł ze sobą 4 etykiety: Kraljevina, Sauvignon, Sivi Pinot, Rumeni Muškat. Każde wino było inne, a jednocześnie tak samo bajeczne i ekstremalnie interesujące. Nie jestem w stanie ich opisać. Po raz pierwszy zabrakło mi słów. Pijąc te wina czułem się jak Andrew Zimmern w jego świecie dziwnych potraw. Po każdym zanurzeniu nosa, po wypiciu każdego łyku potrafiłem wydusić z siebie tylko: He’s crazy, I love this guy, I can’t believe it. I tak w kółko. Aż do samego końca, bo po Prusie nie piliśmy już nic, a smak jego win jeszcze długo cieszył nasze kubki smakowe.




Wina pomarańczowe mają wiele twarzy. Festiwal w Izoli pokazał to wyraźnie. Obok wielu przeciętniaków można znaleźć butelki naprawdę wyjątkowe. Nie mogę przy tym pozbyć się dojmującego wrażenia, że „nie wszystko złoto co się świeci” i ma pomarańczowy kolor i ciężko jest zrobić dobre pomarańczowe wino, którego smak i aromat potrafiłby zrekompensować utratę naturalnych cechy białych odmian winogron. Ale są tacy, którzy to potrafią, więc nie należy zaprzestawać poszukiwań.

Na koniec - Izola. Piękne miasteczko na brzegu Adriatyku.



Komentarze

Popularne posty