Chianti classico z supermarketu. W Pizie.
Jest zimno, to bierzemy się za toskańskie czerwienie. I robimy to z uśmiechem na ustach.
Wierzcie lub nie, ale po wlaniu wina do kieliszka i pierwszym powąchaniu przeniosłem się momentalnie do naszego toskańskiego borgo. Ten aromat był tak bliski temu, co tam przeżyliśmy, że prawie zakręciło mi się w głowie. Zwykle wina przywożone z wakacji nie przenoszą w sobie tych doznań, otwierane pół roku później wywołują tylko pomruk rozczarowania i niezadowolenia. Z tym winem jest inaczej i dziś jestem bliski stwierdzenia, że tak właśnie pachnie i smakuje chianti classico, które pokochał świat.
Nos przyjemnie intensywny, zapowiadający owocową przygodę - porzeczki czarne i czerwone, czereśnie, może dojrzałe truskawki. Ale nad tym wyraźne aromaty kwiatowe i ziemiste. To chianti w ustach jest lekkie, owocowe, wakacyjnie pijalne, ale jednocześnie ma w sobie odpowiednią powagę. Świetnie ułożone i bardzo charakterystyczne.
Komentarze
Prześlij komentarz