Rumuńskie klimaty? Między Mołdawią a Transylwanią

Tytuł tego wpisu jest nieco przewrotny, albowiem na żadnej z prezentowanych niżej butelek określenie Rumunia w zasadzie nie występuje. W dwóch przypadkach producent uniknął podania kraju pochodzenia, w dwóch kolejnych ten brak jest skutkiem środkowoeuropejskiej geopolityki. 

Zacznijmy przewrotnie od końca.  

Na warszawskiej Pradze, nieopodal wyfiokowanego Konesera działa w niepozornym domku na ul. Białostockiej sklep z winami oraz bistro. Nie nazwałbym tego miejsca winebarem, bo określenie to, szczególnie w Warszawie, niesie ze sobą ścisłe skojarzenia, a miejsce to w żadnym przypadku nie przypomina określanych w ten sposób przybytków. Veranda, bo o niej mowa, jest miejscem bezpretensjonalnym, by nie powiedzieć gminnym. Z zewnątrz wygląda, jakby było żywcem przeniesione z jakiegoś peryferyjnego miasteczka położonego gdzieś nad Dunajem i zdecydowanie bliżej ujścia, aniżeli jego źródła. Dostać tu można nie tylko wina z Europy i to raczej tej wschodniej, ale także przysmaki kuchni południowokarpackiej. 

Właściciele Verandy pochodzą z Mołdawii i posiadają tam swoją winnicę. W okresie intensywniejszych prac polowych zamykają biznes w Warszawie i jadą robić wino. Myślę, że to wielce wymowny znak tego miejsca. 

Na początku lat dziewięćdziesiątych, w epoce jesieni ludów Mołdawianie, w większości posługujący się językiem rumuńskim ogłosili niepodległość i poczęli budować niezależne państwo, niespecjalnie dążąc do połączenia z deceaușescuowaną Rumunią. Wolność to wolność. Każdy kolejny sondaż ukazywał jednak rosnącą tendencję do unifikacji z większą, zamożniejszą i pewnie bezpieczniejszą rumuńską siostrą. Dzisiejsze wydarzenia przypuszczalnie jeszcze bardziej wzmacniają potrzebę bliższego związania Mołdawii z europejskimi sojuszami. Nie chciałbym dotykać subtelnej struny narodowościowej, wnikać w odczucia i przekonania właścicieli baru i winnicy i na siłę rumunizować, dlatego tak krążę dookoła tematu, ale chyba można założyć pewną kulturową, społeczną, kulinarną, wreszcie winiarską jedność Rumunii i Mołdawii. 

Winnica Pașcani Via de Sud, bo o niej tu mowa, położona jest w regionie Kaguł, na południu kraju, tuż przy granicy z Rumunią i ledwie 20 km od Ukrainy. Produkują tu wina zarówno ze światowych odmian, jak i tych endemicznych, jak fetească neagră czy fetească regala. Na etykietach win znajdziemy zdjęcia przodków właścicieli winnicy.

My kupiliśmy jakiś czas temu podstawową etykietę Fetească Neagră Pașcani Classic. Wino jest dobrze skrojone, owocowe, ale nieco rozgrzewające, dość pełne i skoncentrowane. Po prostu smaczne codzienne wino, bez specjalnych fajerwerków. Oczywiście jest to zupełnie inne wino od popularnych mołdawskich win półsłodkich zalegających na dolnych półkach hipermarketów. Tutaj mówimy o naprawdę porządnej, odpowiedzialnej robocie. 

Szczerze polecamy i tę butelkę, i wizytę w barze na warszawskiej Pradze, szczególnie, że czasem są tam organizowane degustacje.


Wino: Fetească Neagră Pașcani Classic
Cena: 37 zł
Sklep: Veranda
Ocena: 6/10
Vivino: 3.9

Kolejne mołdawskie wino to znane wszem i wobec Purcari. 

Miejscowość Purcari leży również na południowym skraju Mołdawii, lecz w tej drugiej wschodniej odnodze, nad samym Dniestrem, w winiarskim regionie Ștefan Vodă. Swoją drogą jak swojsko brzmiąca jest ta nazwa. Winnica Purcari to w przeciwieństwie do Pașcani gigant z niemal 200-letnią historią. Dostępny na każdym kontynencie, nagrodzony workiem medali, znany, ceniony, potężnie doinwestowany i zarabiający krocie. No, dobra, ale co z tym winem.

To wino jest dobre. Ten pinot jest dobry. Jeśli ktoś chce zobaczyć, na czym mniej więcej polega ten szczep, a nie chce wydawać 80 zł, może spróbować z tym pinotem. Jest nieco truskawki, może dżemu truskawkowego, trochę tej zakurzonej, dymnej pinotowatości, na końcu odrobina rozgrzewającej czarnej porzeczki. Porządny pinot noir z ciepłego południa, stosunkowo lekki, choć smagnięty ciepłym wiatrem znad Morza Czarnego. Według mnie warto.


Wino: Purcari Pinot Noir
Cena: 35 zł
Sklep: Carrefour
Ocena: 6/10
Vivino: 3.8

Teraz będzie jak w średniowiecznych księgach: tu kończy się część pierwsza dotycząca win mołdawskich, będących emanacją rumuńskości na jej wschodnich rubieżach i zaczyna się część druga o rumuńskich winach, choć producenci unikają tego określenia jak ognia.

Pierwsza propozycja to sauvignon blanc Coremal kupione niedawno w Biedronce. Coremal to "jakaś" marka JNT Group. Nic o niej nie jestem w stanie powiedzieć i szczerze mówiąc nawet nie chce mi się robić researchu, bo wiem, czym jest JNT Group. Wino kupiłem, bo zaintrygowało mnie określenie Transylwania i wisiała na niej zawieszka "Makłowicz poleca". No, skoro Makłowicz poleca...

Wino posłużyło jako aperitif na spotkaniu towarzyskim. Schłodzone było pijalne, szybko się skończyło, nikt nie zgłaszał zastrzeżeń, więc chyba nie było złe. Ale czy można coś więcej powiedzieć? Według mnie był to nieco przykurzony i zbyt cierpki SB. Da się wypić i ładnie wygląda na tle pierwszych kwitnących forsycji. To już coś.


Wino: Coremal Transylvania Sauvignon Blanc
Cena: 20 zł
Sklep: Biedronka
Ocena: 5/10
Vivino: 3.6

Kolejnym "nierumuńskim" winem polecanym przez "Makłowicza" był Muscat Mühlbach. 

Brzmi nieźle. Skąd to może być, gdzie leży ów Mühlbach? Jakaś Alzacja, Wachau, Burgenland? Blisko, ale nie. To Siebenbürgen, a dokładniej miasteczko Sebeș, czyli sam środek Rumunii. Ha. Zostawmy te onomastyczno-topograficzne złośliwości. Wróćmy do wina.

Już od pierwszego łyku jest jasne, że mamy do czynienia z muszkatem. Uderzają kwiatowe, grejfrutowe i właśnie muskatowe nuty. Dla mnie jest to jednak za ostre, za mocne, zbyt dosłowne, by mieć z tego frajdę. Czy wrócę do tej etykiety? Choćby zawieszono na nim 8 zawieszek ze znanym nazwiskiem znanego cesarsko-królewskiego łakomczucha, to niestety nie. No nie.

Powróćmy jednak do tej skrywanej rumuńskości, bo wydaje mi się, że jest to o wiele ciekawszy temat niż samo wino. Czyżby biedronkowi spece aż tak bali się win z Rumunii, że muszą je ukrywać pod transylwańskim płaszczykiem niedomówień. A może Rumunia jako taka wywołuje wśród marketingowców złe asocjacje. Wszak wiemy, jakie skojarzenia budził ten kraj 30 lat temu. Ale to było przed 30 laty. A może przeprowadzono badanie konsumenckie i wyszło im, że mołdawskie wina "tak", a rumuńskie "nie"? A może niemieckie dziedzictwo jest z ekonomicznego punktu widzenia większą wartością niż propozycja peregrynacji przez nieznane lądy Europy Wschodniej. A może to ten podskórny podziw dla dobrej niemieckiej jakości? Nie mam zielonego pojęcia, ale temat wydaje mi się godny dłuższych rozważań. 

Na koniec wszak i tak pozostaje zasadnicze pytanie - dlaczego te transylwańskie wina są do diabła białe? Buaaaaaaa!


Wino: Domeniul Ciumbrud Muscat Mühlbach
Cena: 20 zł
Sklep: Biedronka
Ocena: 4/10
Vivino: 3.6


Komentarze

Popularne posty