Trzeci i ostatni raz o Orbánie i węgierskich winach

 

Z góry przepraszam, że wracam do tematu, ale ponieważ Węgry i wina węgierskie zawsze - co najmniej od zaćmienia słońca w 1999 - były mi bliskie, czuję moralny obowiązek dociągnąć ten wątek do końca. Tymbardziej, że poprzedni post zakończyłem złudnym i chyba naiwnym życzeniem, że sytuacja wraz z kwietniowymi wyborami się zmieni.

Sytuacja nie zmieniła się i są nawet rejony, jak Villány czy Somló, gdzie jest gorzej niż było. Oczywiście z mojego subiektywnego punktu widzenia. Na pomarańczowo zaznaczyłem głosy oddane na Fidesz, na biało głosy na koalicję opozycyjną. Głosy na pomniejsze partie opozycyjne pominąłem z uwagi na ich marginalne znaczenie. Dane z 2018 roku przytaczam w zaokrągleniu. Liczby nie kłamią.

Pandemia pokrzyżowała nam plany związane z wycieczką do Villány. Miały być rowery po Ördögárok, piesza wycieczka na Szársomlyó, kąpiele w termach, degustacje wina. Nie było i nie będzie. Skoro prawie 1600 mieszkańcom tego miasteczka podoba się Orbán taki jaki jest, skoro nawet nic im nie zgrzyta, to chyba nie mamy o czym rozmawiać.

Po ogłoszeniu wyników wyborów naiwnie (ponownie) napisałem do kilkunastu wcześniej opisywanych przeze mnie węgierskich winiarzy. Napisałem z nadzieją, że znajdzie się wśród nich ostatni sprawiedliwy, któremu też wadzi retoryka i polityka Orbána. Nie chciałem wrzucać wszystkich do jednego worka, bo przecież 35% Węgrów chce innych Węgier. Czekałem tydzień, drugi. Nie odpowiedział nikt. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to są biznesy a pieniądze lubią ciszę i w firmach tych pracują różni ludzie o różnych poglądach politycznych z pełnym prawem do zachowania ich dla siebie. Nie spodziewałem się bóg wie jakich deklaracji. Liczyłem na ludzki odruch, jakich jest pełno w polskim internecie. Nie doczekałem się. Pewnie większość stwierdzi, że to tanie hamletyzowanie. Nic nie znaczące pohukiwania i daremne płacze. Pewnie tak jest. Ale tak jak czuję potrzebę pomagania ukraińskim uchodźcom i żołnierzom, tak kompletnie nie mam ochoty na bratanie się dzisiaj z Madziarami. Pojedynczo i jedno, i drugie to tylko niewiele znaczące gesty. W skali globalnej okazują się zdarzeniami kształtującymi rzeczywistość. To żaden bojkot. To zwykły konsumencki (ludzki) wybór.

Nie mnie oceniać postawę braci blogerskiej. Być może p. Bońkowski ma rację, ale na szczęście winiarski świat jest długi i szeroki. Powoli pakujemy się i niebawem wracamy na - wyżej przypomniane - Morawy.



Komentarze

Popularne posty