Wakacyjny misz-masz, czyli Dornfelder, Zinfandel i Pinot Noir

Zaczniemy od debiutanta. Należy mu się. Nie pisaliśmy jeszcze o szczepie Dornfelder, a przecież u naszych zachodnich sąsiadów odmiana ta zajmuje drugą pozycję wśród czerwieni pod względem powierzchni nasadzeń (7.500 ha) i światowe czy typowo środkowoeuropejskie odmiany typu Cabernet Sauvignon, Merlot, Blaufränkisch, Blauer Portugieser czy Zweigelt zostawia daleko w tyle.

Jest jeszcze jeden powód. Dornfelder powoli zaczyna kolonizować polskie pola i być może już niedługo zastąpi na półkach krajowe Regenty i Ronda. Warto wiedzieć, z czym ma się do czynienia.

Otwieramy. Pierwszy nos nie zapowiada się zbyt dobrze. Mimo że Dornfelder to czysta vinifera, a wśród jego przodków znajdujemy m.in Blauer Portugieser i Blaufränkisch, to wino bucha dość warzywnym aromatem, niepokojąco kojarzącym się właśnie z uprawianymi w Polsce krzyżówkami. Taki lekki przyduch, subtelne bagienko, delikatna kiszonka. W ustach jest łagodne, owocowe a gładkie taniny pojawiają się dopiero na końcu i to w formie delikatnego muśnięcia. Ale wino otwiera się dość szybko i po 15 minutach mamy już do czynienia z zupełnie innym trunkiem. Ta zmiana jest naprawdę zaskakująca. Warzywka uleciały, bagienko wyschło. W nosie pojawiają się czerwone czereśnie i kwiaty, ale rewelacja zaczyna dziać się w ustach. Dość poważne, ale jednocześnie delikatne i pełne - żadnych papryk, łodyg, pestek. Zamykamy oczy, wąchamy i dzieją się rzeczy naprawdę dziwne. Czy to aby na pewno czerwone wino? Czy to nie jest Riesling? Tokaj jakiś? To wino pachnie świeżością, rześkimi owocami (wcale nie czerwonymi), w ustach zaczynamy czuć nuty petrolowe. Czy my sobie tego nie wmawiamy? Nie wiem.

Dornfelder Liquid Love jest ekstremalnie pijalny, ale trzeba podkreślić, że to wino jest też bardzo niestabilne. Zwodzi nas i igra ze zmysłami. Raz złapany trop momentalnie urywa się i niespodziewanie znajdujemy się na ścieżynce, z której zeszliśmy chwilę wcześniej. Jest fajnie, dynamicznie, pstrokato.


Wino: Dornfelder Liquid Love Edition Hammel & Cie 2019
Cena:  30 zł
Sklep: Lidl
Ocena: 7/10
Vivino: 3.6
 
Petrény chodził za nami od dawna. Kiedyś próbowaliśmy coś na przeglądzie win węgierskich, ale wokół otaczało nas tyle dobroci, że ciężko było skupić się na tym jednym konkretnym.
W ustach i nosie dominują nuty słodkawe: marzepanowo-waniliowe. Wino jest dość poważne i krągłe. Mamy dojrzałe jeżyny i czarną wiśnię skontrapunktowaną pestką. Finisz jest dość długi. W ustach pojawiają się wypolerowane taniny. Jest smacznie.


Wino: Petrény Pinot Noir 2015
Cena:  55 zł
Sklep: Winnice Eurazji
Ocena: 6/10
Vivino: 3.6
 
W warszawskiej Hali Gwardii działa od pewnego czasu Bar Niewinność. I jak nasz stosunek do hali jest - eufemistycznie mówiąc - chłodny, szczególnie do części gastronomicznej, to Niewinność sprawia, że warto tam zajrzeć. Bar ma awangardowe jak na warszawskie zwyczaje podejście, bo oferuje niedrogie wina do codziennej, bezpretensjonalnej przyjemności picia i sprzedaje je na kieliszki, karafki, butelki. Dokładnie tyle, ile komu potrzeba.
Nasze serca podbiły szczególnie 2 etykiety. Dziś czerwony kalifornijski Zinfandel. Kiedyś będzie o bieli z Nowej Zelandii.
 
Polacy kochają Primitivo, a Zinfandel to przecież amerykańska nazwa tej odmiany. Z zasady wystrzegamy się tego, co kochają inni. Powiedzieć, że podchodzimy do tego z daleko posuniętą ostrożnością, to nic nie powiedzieć. Unikaliśmy tych win jak diabeł święconej wody, ale w końcu i my się złamaliśmy.
I dobrze, bo to wino było naprawdę smaczne. Krągłe, wielce pijalne, łagodne, ze słodkawą nutą, ale umiejętnie schowaną tak, by nie drażnić wielbicieli win wytrawnych, do których się przecież zaliczamy. Proste, ale dobre, naprawdę bomba.
Gdy piszę te słowa, moje wewnętrzne "ja" szturcha mnie paluchem w bok i gromko śmieje się z moich wydumanych uprzedzeń. No cóż.
 

Wino: Cocoon Zinfandel
Cena:  55 zł
Sklep: Niewinność - Hala Gwardii
Ocena: 7/10
Vivino: 3.8



Komentarze

Popularne posty